Sprowadzić ryby, które potem wystarczy już tylko złowić; takie określenie roli zanęty niejeden uzna za przesadę. Może istotnie zbyt lekko traktuje ono o tej reszcie, czyli samym łowieniu. Ale co do samej zanęty, to raczej jej znaczenie zawęża. Przecież ma ona też pobudzić ryby do żerowania, osłabić ich czujność, utrzymać: jedne, pożądane – w zasięgu wędki; inne, niepożądane – z daleka, by nie przeszkadzały. Nie zawsze wszystkie te zadania są jednakowo istotne. W okresie dobrego żerowania nie trzeba rybiego apetytu podostrzać. Kiedy trafimy na naturalne skupisko ryb, wystarczy starać się je utrzymać, nie trzeba ich sprowadzać. Niektórzy wręcz zanęty nie stosują w ogóle, a wyniki miewają. Tyle że tylko w wybitnie korzystnych warunkach, nade wszystko zaś – w rybnym łowisku. Takich zaś coraz mniej. Coraz mniej też mamy szans na wybór miejsca i pory wędkowania. Właśnie potrzeba uniezależnienia się od tych czynników sprawiła, że technika nęcenia rozwinęła się ostatnio burzliwie i rozwija nadal.
Nie we wszystkich jego odmianach. I tak na przykład od czasów Piasta Kołodzieja niewiele się zapewne zmieniło w dziedzinie nęcenia długookresowego. Stosuje się je w stosunku do ryb, które samotnie lub niewielkimi grupami poruszają się po stałych ścieżkach żerowych: to duże karpie, leszcze, liny. Cechują się one dużą nieufnością, zwłaszcza wobec przynęt nie wchodzących w skład stałego pożywienia: ziemniaków, makaronu, kasz. Aby tę ostrożność przełamać, dobrze jest je przyzwyczaić zarówno do pory podawania, jak i do przynęty. Trzeba więc nęcić o porze, w której się zamierza łowić, i tym, co się później zakłada na haczyk. I tak na przykład po podsypywaniu przez kilka popołudni pęczaku nie bardzo jest sens zasiadać wczesnym rankiem z ziemniakiem jako przynętą. Ale już z czerwonym robaczkiem, zwłaszcza na liny czy leszcze – jak najbardziej; jest on bowiem atrakcyjniejszy niż to, czym nęciliśmy, a zmiany w tym kierunku są jak najbardziej na miejscu.
Przy tym rodzaju nęcenia zasad jest kilka, w sumie dość prostych. Dobrać pokarm chętnie przyjmowany przez nasze upatrzone; podawać w porcjach mniejszych niż zakładane na haczyk (jeśli łowimy na rosówki całe – nęcimy siekanymi, jeśli na kluski wielkości orzecha włoskiego – posypujemy zacierkami wielkości grochu itp.); trafić na stałe ścieżki żerowe, gdyż duże ryby rzadko z nich zbaczają. To ostatnie nie oznacza, że nie możemy sami wybrać pola łowienia. Tyle że trzeba do niego zdobycz (przyszłą) sprowadzić, jak po sznurku, po dróżce usypanej z zanęty między jej szlakiem a naszym wybranym miejscem, w którym – dodajmy – zanęta może być mniej rozdrobniona; niech już przypomina przynętę.
Nie musimy się zbytnio obawiać przekarmienia. Byle w dniu łowienia ryby dostały na tyle mało, by miały jeszcze apetyt na przynętę. Przesady, oczywiście, trzeba się wystrzegać zawsze. Przedawkowanie zanęty może spowodować, że jej nie zjedzone resztki będą się rozkładać. Skutkiem tego ryby zaczną omijać miejsce, do którego już się przyzwyczaiły. W zbiornikach małych, a mocno oblężonych przez wędkarzy dochodzi często do zakwaszenia wody, w wyniku fermentacji bez umiaru wrzucanych dań mączno-ziemniaczanych. Najlepszym sposobem przekonania się, czy nie przedawkowaliśmy, jest sprawdzanie, czy kolejne porcje zanęty zostały wyjedzone w całości.
Prawdziwego kunsztu wymaga nęcenie krótkookresowe, bezpośrednio poprzedzające łowienie. Ono ma zresztą dla przeciętnego wędkarza nierównie większe znaczenie praktyczne. Po pierwsze, pozwala piękne wyniki osiągać z doskoku, bez długotrwałego przygotowywania łowiska. Po drugie, skutkuje wobec ryb pospolicie dostępnych, żerujących w stadach: płoci, leszczy, świnek, kleni, jazi, krąpi, karasi, uklei. One nie potrzebują długiego czasu na oswajanie się z zanętą, reagują na nią szybko. Jak ma taka zanęta działać?
Przede wszystkim musi ryby ściągnąć w miejsce łowienia. Konieczne jest więc, by wytwarzała smugę, rozchodzącą się po wodzie i naprowadzającą na punkt położenia zanęty. Gdy zwabione dopłyną, muszą znaleźć coś do zjedzenia, co by je zatrzymało. Zatrzymało, ale nie nasyciło; muszą przecież zachować apetyty na przynętę. Inaczej może dojść, do tego, że po fali żerowania, trwającej pół godziny czy godzinę, brania ustają. A ryby tymczasem nadal kręcą się przy kulach. Tyle że najedzone.
Obawy o przesycenie nie musimy żywić przy nęceniu pośrednim, odmianie dość szczególnej, spotykanej rzadziej w praktyce, częściej w literaturze. Zwabiamy mianowicie drobne ryby po to tylko, by za nimi nadpłynęły drapieżniki. A o te dopiero nam chodzi. Podobno skutkuje.
Skoro zanęta ma stanowić rodzaj próbki reklamowej, co to zachęca, pobudza do żerowania, ale nie syci – musi być atrakcyjna. Służą temu dodatki smakowe i zapachowe. Przyciągnąć (lub odstraszyć) może też barwa naszej kompozycji. Często ryby wyraźnie mocniej interesują się zanętą, w której coś się dzieje: porusza, wydobywa, bulgocze. Można je też zachęcić do żerowania dodając czegoś pobudzającego apetyt.
Wszystko to razem ma służyć skupieniu ich możliwie w jednym miejscu. Nic nam po nich, jeśli pozostaną rozproszone na znacznym obszarze. Zanętę trzeba więc zarzucać stale w to samo miejsce. Ale to nie wszystko. Musi ona dotrzeć tam, gdzie jej potrzebujemy, i oddziaływać przez jakiś czas, niezbyt krótki. Trudno bez przerwy jej zapas uzupełniać. W umieszczeniu zanęty i regulowaniu jej pracy pomagają ciężar i spoistość. Te cechy wywierają zasadniczy wpływ na skuteczność nęcenia.
1. Działanie zanęty
a – w wodzie bieżącej przy dnie, b – na dywanem roślinności, c – w wodzie stojącej z dna twardego,
d – z mulistego, e – nad roślinnością.
W nurcie zanęta musi się rozmywać (rys. 1) niezbyt powoli, bo nie poskutkuje. Ale też niezbyt szybko, bo zniknie, zanim się ryby skupią. W obu wypadkach wynik ostateczny jest taki, jakby jej nie było. Nie trzeba zresztą przypadków aż tak skrajnych. Powiedzmy, że zawarte w niej robaczki są wymywane, ale zbyt skąpo. Ryby rozpłyną się w poszukiwaniu pożywienia łatwiej dostępnego. Gdy jednak wskutek niedostatecznej spoistości wydzielanie robaczków okaże się za szybkie, ryby nie nadążą z łykaniem ich przy kulach i w pogoni za nimi odpłyną w dół łowiska. Przeciwne przyczyny dadzą więc ten sam skutek: rozproszenie stada.
Inaczej musi zanęta denna działać w wodzie stojącej. Kule spoiste, nawet jeśli by się nie zapadły w muł czy roślinność, zaległyby dno bezużytecznie. Z braku nurtu bowiem nie byłyby wymywane składniki wabiące. Także ryby, które przypadkowo znajdą się w pobliżu kul, nie miałyby się jak dostać do ich spożywczej zawartości. Obserwuje się wprawdzie czasem, jak radzą z tym sobie karpie (większe). Wyczuwszy, że leżące na dnie grudy kryją coś jadalnego, odwracają się i rozbijają je. Trudno jednak za każdym razem liczyć na takich pomocników. Dlatego na wody stojące nie sporządza się zanęt zwartych. Co najwyżej obciąża się je, by jak najszybciej dotarły na dno, gdzie zaczynają właściwą pracę wabiącą (rys. 1).
Doświadczeni wędkarze powiadają, że ryby nie czołgają się po dnie i nie zawsze jest sens w jego pobliże je ściągać. Wiadomo przecież, że zależnie od tego, czy to lato czy wiosna, ranek czy wieczór, woda wysoka czy niska – przebywają one albo w głębi albo przy powierzchni, przy brzegu albo z dala od niego, na otwartej przestrzeni albo przy dywanie moczarki. Korzystniej będzie, gdy zanęta sięgnie tam, gdzie one właśnie są: po co je na siłę przeciągać gdzie indziej, gdzie im nie najlepiej? Gdy trzeba więc, niech pracuje przy dnie, gdy trzeba – w pół wody, pod wierzchem. W wodzie stojącej niech stosownie do głębokości i rodzaju dna bądź opada szybko, bądź rozpada się już przy uderzeniu o powierzchnię, bądź najpierw opada szybko, a od pewnego miejsca zaczyna się rozpraszać (rys. 1). W tak wytworzonym słupie żerują na ogół ryby niewielkie; ale zdarza się też poderwać nim do góry także karpia czy leszcza. Warto mieć to na uwadze, gdy żerują one przy dnie dla nas niedostępnym, bo – na przykład – gęsto porośniętym.
Wykorzystanie wszystkich możliwości zanęty wymaga precyzyjnego jej zestawienia i sporządzenia. Trudno pożądane właściwości uzyskać za pomocą jednego składnika, choćby najdoskonalszego. Stąd w przepisach widzi się ich po kilka lub nawet kilkanaście (czasem nawet powyżej dwudziestu, co jednak zakrawa na przesadę – pod każdym zresztą względem). Do niedawna wyodrębniono dwie ich zasadnicze grupy.
Do pierwszej zaliczano składniki czynnie oddziałujące na ryby, czyli przez nie zjadane bądź odczuwane bezpośrednio. Jedne, zwane smużącymi, rozchodzą się po wodzie, zwabiając ryby z daleka. Inne, zwane spożywczymi, pozostają na miejscu. Zaświadczają, że wyprawa śladem smugi była warta podjęcia. Przytrzymują też ryby tu, gdzie się łowi. Jeszcze inne przydają zanęcie smaku, zapachu. I tak też je nazwano: smakowe, zapachowe. Wreszcie przynęty zanętowe, czyli to coś, co podajemy na haczyku, tylko w drobniejszej postaci. W tym sensie omówione powyżej zanęty długookresowe składają się w zasadzie tylko z przynęty zanętowej. Tu ich rolę pełnią najczęściej drobne białe robaczki (pinkies) oraz małe larwy ochotki (jockers).
Do grupy drugiej zaliczano składniki określane jako bierne, niejadalne: glina, ziemia, piasek, mające zanętę dociążyć i nadać jej odpowiednią spoistość.
Ten prosty i czytelny podział, jak się okazało, niezbyt trafnie oddawał rolę poszczególnych składników. Mineralne, uważane za bierne, wyraźnie oddziaływały czasem na ryby. Czynne równie wyraźnie wpływały na spoistość i w ogóle zachowanie się zanęty.
I tak np. jeden z naszych czołowych wędkarzy spróbował dodać sproszkowanej cegły szczególnego gatunku. Okazało się, że na zanętę z nią ryby reagowały znacznie mocniej niż na czystą, sprawiały wrażenie podminowanych. Na ludzi zresztą cegła ta też działała: przy mieleniu kichało się od wdychania pyłu. Inny przykład: glina, wymywająca się z zanęty, powoduje czasem obniżenie aktywności żerowej ryb, zamula im bowiem skrzela, ograniczając wymianę tlenową.
Herbatniki mielone znów, zalecane w niektórych dawniejszych przepisach, silnie sklejają pozostałe składniki. Zanęta spoczywa na dnie w postaci najbardziej przypominającej kit. Jeśli więc chcemy wykorzystać ich działanie wabiące, musimy na każdą ich część dać np. trzy części mąki kukurydzianej, która ma właściwości rozpraszające. Ona zresztą nie tylko rozprasza, ale i obciąża, trzyma zanętę przy dnie. Ale ta sama kukurydza zmielona grubiej, czyli w postaci kaszki, oprócz rozpraszania powoduje unoszenie się reszty, nawet wypływanie.
Są też składniki, których wpływ na spoistość zależy od czasu namoczenia. Na przykład mączka arachidowa w kilka godzin po zarobieniu z wodą zachowuje wartość normalną. Po nocy – tężeje na beton.
Wobec takiej różnorodności wpływów mistrzowie europejscy, swe sukcesy zawdzięczający w przeważającej mierze właściwemu nęceniu, opracowali już dość dawno temu, nieco odmienną zasadę dobierania składu zanęt. Ich składniki podzielili mianowicie na sześć grup:
I – Podstawowe (baza),
II – Objętościowe i wiążące (wypełniacze),
III – Smużące,
IV – Pobudzające (przywołujące),
V – Zapachowe,
VI – Smakowe.
W ogólnej masie zanęty grupy I i II powinny stanowić łącznie nieco ponad połowę (do dwóch trzecich). Proporcje między nimi samymi zależą od głębokości łowiska i siły prądu. Składniki grup III i IV powinny zająć łącznie niespełna jedną trzecią masy, grup V i VI – około jednej dziesiątej. W obrębie każdej z tych par trudno dokładnie rozgraniczać oddziaływanie składników. Szczególnie ostatnie dwa przepalatają się bardzo silnie. W wielu wypadkach rozróżnienie, czy coś działa bardziej na zmysł smaku czy węchu, należałoby raczej pozostawić samym zainteresowanym, czyli rybom.
Dokonajmy przeglądu co pospolitszych składników zanęt. Praktycznie biorąc wszystkie są obecnie dostępne. Co najwyżej jedne bardziej, inne mniej. Kto się uprze, wydrepcze prawdopodobnie także składniki całkiem egzotyczne, u nas zupełnie nie spotykane, choć gdzie indziej do zanęt stosowane: nasiona bawełny albo tonkińskiego pochodzenia badian, czyli anyż gwiaździsty, przez wędkarzy zachodnioeuropejskich włączany w skład zanęt płociowych. Ich poszukiwanie to już jednak czysty hobbyzm, skoro w sklepach wędkarskich można kupić gotowe mieszanki niemal dowolnie wymyślne.
GRUPA I – SKŁADNIKI PODSTAWOWE
Bułka tarta. Jeden z najważniejszych składników. Przyciąga wszystkie ryby. Po zwilżeniu znacznie zwiększa objętość. Nie mąci wody i nie klei się. Powinna być bardzo drobna. Sprzedawana w sklepach jest zbyt gruba. Trzeba ją zemleć ponownie i odsiać, aby uzyskać coś w rodzaju mączki. Jedynie w zanętach karpiowych i leszczowych może być grubsza. Ważne też, żeby była świeża, a nade wszystko – z dobrego surowca: nie podpleśniałego, nie przypalonego, bez domieszki chleba. Kto chce więc mieć całkowitą pewność, że używa produktu właściwej jakości, powinien sam wysuszyć bułki możliwie świeże, nie zapleśniałe i nie przypalone, po czym przetrzeć je lub zemleć.
Chleb tarty. Zastępuje lub uzupełnia bułkę w zanętach leszczowych. Nie wymaga dodatkowego mielenia, bo leszcze akurat lubią nieco większe drobiny. Jeśli ma go być w zanęcie dużo, to trzeba ją zwilżyć z wyprzedzeniem – kilka godzin, a nawet cały dzień przed łowieniem. Chodzi o to, by woda dobrze wsiąkała i chleb napęczniał. W przeciwnym razie unosi zanętę – zdarza się, że całe kule wypływają. Długotrwałe moczenie znosi bez pogorszenia wartości tylko chleb niekwaśny. Kupowany u nas tego warunku na ogół nie spełnia; wystarczy namoczyć wieczorem, by rano móc już popijać kwas chlebowy.
Suchary mielone. Stosowane raczej jako domieszka do bułki lub chleba. Cenione przez większość ryb.
GRUPA II – WYPEŁNIACZE
Glina. Niegdyś bardzo popularna jako składnik spajający i obciążający, obecnie prawie wyszedł z użycia. Zamulając bowiem skrzela ryb utrudnia oddychanie. Następuje niedotlenienie organizmu, wskutek czego obniża się skłonność do żerowania. Ponadto glina obtacza inne składniki, jakby panieruje je, osłabiając ich oddziaływanie.
Piasek. Obciąża zanętę. Używa się materiału o średnicy ziaren do 2 mm. Należy go wypłukać, by oddzielić drobny piasek denny, który by jak glina ograniczał wymianę tlenową w skrzelach ryb.
Żwir. Grubsza frakcja piasku, o granulacji od 0,5 do 3 mm. W wielu recepturach wprowadzany zamiast gliny. Nie ma jej właściwości wiążących. Brak ten wyrównuje się dodając czegoś klejącego.
Ziemia. Używana do obciążania bez wiązania, a więc przede wszystkim w zanętach na wody stojące. Wielką wagę przywiązują do niej mistrzowie francuscy. Stosują jej do 60, a nawet 70 procent. Wyróżniają kilkanaście gatunków: lekkie, żyzne, z piaskiem itd. Szczególnie godna zalecenia jest ziemia z kretowisk. Przesiana i spulchniona przez krety, łatwo daje się rozrabiać, jeśli tylko nie zostanie zbytnio zwilżona; ma być na tyle tylko, by ściśnięta trzymała się, nie rozpadała. Nie wywiera żadnych oddziaływań niekorzystnych, nadaje się więc do wszelkich zanęt dennych.
Mąka kukurydziana. Cieszy się uznaniem wszystkich ryb. Obciąża ale nie klei. Ma więc zastosowanie we wszelkich zanętach, zwłaszcza dennych.
Mąka jęczmienna. Bardzo silnie klei. Do stosowania w zanętach dennych na wody bieżące, bez ograniczeń co do gatunku ryb.
Mąka ziemniaczana. Do zanęt leszczowych i płociowych. Tania, skuteczna i wydajna. Nie klei. Nie mylić z krochmalem, który – choć otrzymywany też z ziemniaków – ma silne właściwości klejące.
Kasza kukurydziana. Powszechne zastosowanie. Nie klei. Ma skłonność do unoszenia się, szczególnie zatem przydatna w zanętach pracujących nad dnem.
Kasza manna. Była powszechnie wykorzystywana jako składnik wiążący. Ostatnio stosowana rzadziej.
Mączka ryżowa. Działa przede wszystkim na ukleje, ale bywa też stosowana w zanętach dennych. Nie wykazuje właściwości wiążących. Tym się różni od kleiku ryżowego, którego skuteczność wędkarze określają hasłem do widzenia, za dwa tygodnie; nieopatrznie dodany do zanęty sprawia, że żadną miarą nie daje się ona strzepnąć z palców, a jeśli już – to na buty, zamiast do wody.
GRUPA III – SMUŻĄCE
Mleko w proszku. Ma dużą zwartość, ale zastosowanie ogranicza się na ogół do zanęt powierzchniowych, przede wszystkim uklejowych. Pełnotłuste ma silne właściwości klejące. Odtłuszczone i granulowane – nie klei. W wyższej temperaturze (czyli latem lub w podgrzanych wodach przyelektrownianych) dość szybko ulega fermentacji. Już po dwóch godzinach zatem może odstraszać ryby zamiast przyciągać; zanęta z bardzo dobrej zmienia się w bardzo złą.
Krew bydlęca. W wodach zanieczyszczonych podnosi wartość wszelkich zanęt, szczególnie w zimnych porach roku. Jedynie podczas tarła i latem działa odstraszające. Najdogodniejsza w postaci sproszkowanej, ale trzeba używać świeżo suszonej. Z pochodzącej z bakutilów można spokojnie korzystać tylko pod warunkiem, że została sporządzona zimą. W cieplejszych porach roku znikoma jest szansa, że do przetwórstwa nie użyto surowca nadpsutego. Jeśli mamy krew w postaci naturalnej, to mieszankę rozrabiamy nią samą, dla ułatwienia wymieszawszy ją najpierw z nie klejącym składnikiem neutralnym, np. z otrębami.
Ziemia okrzemkowa. Nadaje się do wszelkich mieszanek.
Kaolin (glinka). Występuje w wielu odmianach. W zasadzie wszystkie można stosować. Niektóre wykorzystuje się do rozjaśniania zanęt.
Torf. Tworzy ładną chmurkę. Przydatny zwłaszcza w wodach ciemnych, gdyż przyciemnia zanętę. Spośród trzech odmian: kwaśna (z torfowisk wysokich, bagnowych), obojętna i zasadowa (z torfowisk niskich) – nadaje się tylko ta druga.
Kreda. Służy do barwienia i tworzenia smugi. Stosowana w zanętach powierzchniowych.
Piasek (drobny – pytek). Jak ziemia okrzemkowa; tylko do obciążenia. Nie smuży.
Mączka mięsno-kostna. Podobnie jak krew bydlęca, daje bardzo dobre wyniki w wodach zanieczyszczonych, jak Wisła w okolicy Warszawy. W czystych, jak np. San, Dunajec, przeciwnie: wystarcza dać jej trochę – i ryby nie ma.
GRUPA IV – POBUDZAJĄCE
Płatki owsiane. Doskonale wzbogacają zanęty denne, zwłaszcza na leszcze, świnki, karpie. Dawkować trzeba ostrożnie. Po pierwsze, silnie sklejają, szczególnie po zmieleniu. W tej postaci zatem można je stosować tylko w wodach bieżących. Po drugie, sycą.
Siemię lniane mielone. Zjadane przez wszystkie ryby karpiowate. Szczególnie lubiane przez płocie. Zdaniem niektórych odstrasza natomiast leszcze. Mimo oleistego pochodzenia dobrze się miesza z rozmaitymi składnikami, może więc być wykorzystywane we wszystkich zestawach.
Siemię konopne mielone. Stosuje się surowe, zaparzone i gotowane (można zawekować wraz z wodą użytą do gotowania).
Otręby pszenne. Można używać do wszystkich mieszanek dennych. Nie sycą, mają własności rozpraszające. Wykorzystuje się je do przewietrzania zanęt, czyli nadawania im puszystości. Jak na wody bieżące powodują nieco zbyt szybki ich rozpad.
Mięso mielone (także rybie). Nadaje się na okres zimowy i raczej tylko w wodach bieżących.
Płatki ziemniaczane. Kleistość pośrednia między mąką ziemniaczaną a krochmalem (nie mylić z rozmaitymi płatkami, chrupkami itp.).
Słonecznik mielony. Działa szczególnie na ukleje, ale bywa też stosowany w mieszankach leszczowych.
Makuchy. Najlepsze są wytłoki konopne, ale z powodzeniem używa się także makowych, lnianych, słonecznikowych, sojowych. Można stosować w stanie czystym. Są w zakładach olejarskich, sprzedawane jako pasza.
Arachid. Popularne orzeszki ziemne, do zanęt używane bądź wprost, tylko zmielone (zawierają wtedy do 45 proc. tłuszczu), bądź w postaci śruty poekstrakcyjnej (1 – 2 proc. tłuszczu). Szczególnie skuteczne na płoć i leszcza, przy czym wabią ryby duże. Skutkuje na wszelkie ryby białe. Ma także właściwości smużące, a po namoczeniu – klejące. Zanęta z mączką arachidową przez kilka godzin po zarobieniu z wodą zachowuje spoistość normalną. Po nocy tężeje na beton.
Mąka kokosowa. Działa szczególnie na płoć. Bardzo dobrze utrzymuje się w toni. Używana do zanęt delikatnych, na wody płytkie, do łowienia przy powierzchni.
Sezam. W niewielkich ilościach daje dobry skutek. Skuteczny na wszystkie, karpiowate żerujące przy dnie. W zanętach wykorzystuje się grubo zmielone wytłoki poolejowe, dające gęstą, aromatyczną mączkę. Można też mleć ziarna. Łatwiej pójdzie, jeśli się je do tego zmiesza ze składnikami chłonącymi tłuszcze (otręby, bułka tarta). Dodatkową korzyścią jest, że przechodzą one zapachem sezamu.
GRUPA V – ZAPACHOWE
Nasiona anyżu. Już dość dawno temu rozpowszechniono opinię, że jest to zapach ulubiony głównie przez wędkarzy. Wygląda jednak na to, że przez ryby też – zwłaszcza przez płocie, w wodach bieżących. Wyraźną skuteczność wykazuje jednak raczej w wodach zanieczyszczonych chemicznie (fenolami, ropopochodnymi). W czystych czasem wręcz odstrasza.
Koper włoski. Skuteczny na płoć. Podzielone są zdania, czy bardziej w wodach głębokich, czy właśnie w płytkich.
Kminek. Przede wszystkim na leszcza w wodach głębokich, ale płoć też nie gardzi.
Wanilia. Przede wszystkim na karpia, ale w głębokich wodach dobra też na leszcza.
Olejek lawendowy. Przydaje zanęcie wyraźnego smaku. Kilka kropel wystarczy, by zamaskować zapach rąk człowieka – nawet przesiąkniętych tytoniem, którego zapach rybom zdecydowanie nie odpowiada.
Kolendra (nasiona, olejek). Działa szczególnie na leszcza.
Nostrzyk. O silnym zapachu siana, podnosi wartość niemal wszystkich zanęt. Dodatkowo zabarwia je na zielono, co w wielu wodach upodabnia je do dna. Ziele nostrzyka można kupić w sklepach zielarskich, czasem też w aptekach.
Kozieradka (ziele, nasiona). Zapach nieprzyjemny, ale najwyraźniej służący leszczowi, zdaniem innych – przede wszystkim płoci. Ale zdarzały się też bardzo dobre połowy uklei.
GRUPA VI ? SMAKOWE
Cukier puder. Poprawia skuteczność wielu zanęt. Nie należy jednak stosować w zbyt dużych ilościach. W pierwszej fazie klei, potem rozwadnia; zanęta wydaje się dobra, a po pół godzinie już okazuje się do niczego.
Biszkopty mielone. Przysmak wielu ryb. Można stosować w różnych zestawieniach, ale w małych dawkach. Mielenie łatwe, mieszanie – kłopotliwe.
Herbatniki. Po sproszkowaniu działają na ryby podobnie jak biszkopty. Silnie sklejają zanętę, wymagają więc równoczesnego stosowania składników rozpraszających.
Sól. Znajduje zastosowanie w nielicznych zanętach, między innymi dennych krąpiowych.
Poza tymi sześcioma grupami należałoby jeszcze wymienić dwa rodzaje składników. Jeden to przynęty zanętowe, których dodatek do gotowej mieszanki zawsze zanętę uatrakcyjnia. Najczęściej stosuje się wspomniane niewielkie białe robaczki i larwy ochotki. Do wszelkich zanęt gruntowych nadają się także dżdżownice. Trzeba je posiekać (bezpośrednio przed nęceniem), gdyż trudno inaczej uzyskać potrzebną drobniejszą postać. Rzadziej się używa kasz, ziaren, zacierek itp., a już całkiem rzadko rozmaitych nietypowych przynęt, jak larwy osy czy robaczki mączne.
Drugi z pominiętych składników to woda. Istotne znaczenie ma zarówno jej jakość, jak ilość. To pierwsze raczej tylko w zbiornikach i rzekach czystych. Najlepiej w takich razach, by pochodziła ona z łowiska; innej ryby się brzydzą, jak powiadają dowcipnisie – lub też obca odstrasza ryby smakiem i zapachem, jak mówią wędkarze kochający powagę. Pochodzenie wody nie odgrywa roli przy łowieniu w rzekach silnie zanieczyszczonych. Takich, w których błona fotograficzna sama się wywołuje: główne biegi Odry, Wisły i wielu innych rzek nizinnych. W takich razach trzeba ją brać stąd, gdzie wygodnie.
Jeśli wolimy zanętę rozrobić w domu, to nie przejmujmy się: kranówa chlorowa w niczym nie będzie gorsza od rzecznej fenolowy.
Ilość wody natomiast zdecydowanie wpływa na spoistość zanęty. Ta sama mieszanina, nawilżona lekko, będzie na głębokość dwóch metrów opadała dobrą minutę; solidnie przemoczona – natychmiast znajdzie się na dnie.
Już z powyższego przeglądu można się zorientować, że podział na grupy nie jest ani ścisły, ani jednoznaczny. Ma charakter wyłącznie praktyczny. Poszczególne składniki pełnią różne role i często od naszych potrzeb zależy, czy potraktujemy któryś z nich bardziej – na przykład – jako smużący, czy jako wiążący. Nie wszystkie takie przypadki zostały zresztą uwzględnione. I tak: krew suszona nie tylko smuży, ale też się cechuje wyrażnym smakiem, co by ją kwalifikowało także do grupy VI. Przy łowieniu zaś na kostki krwi ściętej może równie dobrze służyć za przynętę zanętową.
Wykazowi powyższemu daleko także do kompletności. Ale też w miarę pełny opis choćby tylko tych składników zanętowych, które są dostępne u nas na miejscu, wymagałby wydrukowania osobnej książeczki. A gdzie miejsce na produkty u nas jeszcze nie rozpowszechnione, ale pozostające w stałym użytku wędkarskim? Na przykład preparat paszowy dla bydła i koni PV-1, bogaty w proteiny i cukier w postaci melasy. Wykorzystuje się go bądź wprost jako kompletną kompozycję zanętową, bądź jako klejący dodatek do innych mieszanek (m. in. przy obciążaniu ich żwirem, mającym zastąpić glinę, ale pozbawionym jej właściwości wiążących). Albo guano – odchody ptaków morskich, od wieków się w grubych pokładach gromadzące u wybrzeży Ameryki Południowej. Na Zachodzie cenione jako tani nawóz, jest też do zanęt wykorzystywane jako składnik pobudzający. Nie na wszystkie wody się nadaje, bo silnie mieszankę zakwasza. U nas w podobny sposób wykorzystuje się wysuszony i sproszkowany nawóz gołębi.
Niekompletność wykazu wynika jeszcze z czego innego. Nigdy, mianowicie, nie należy zarzucać własnych poszukiwań. Mączka kokosowa trwale utrzymuje się w toni; ale czy tylko ona? Okazało się, że tę samą cechę wykazuje całkiem swojskie proso, byle należycie rozpylone. Ale znów: czy to koniecznie musi być jakaś mąka?
Wędkarze myślący nie ustają w dociekaniach. Ktoś samodzielnie sporządzający spławiki z pianki poliuretanowej (tzw. twardy styropian) zachował pył powstający przy ich szlifowaniu. Inny – pył korkowy otrzymany przy dorabianiu rękojeści do wędziska. Oba, dodane do zanęty, powinny wypływać, unosząc inne składniki. Jeszcze inny zainteresuje się pumeksem. Jeden z czołowych polskich wędkarzy spostrzegł, że mączka z drzew liściastych, w której przechowywał białe robaczki, zachęcająco przeszła ich zapachem. Próbował jej dodać. Smużyła pięknie, z widocznym zresztą skutkiem. Niestety, w następnych próbach sukcesu nie udało się odtworzyć. Dlaczego? Wdzięczne pole do doświadczeń.
Albo aloes, którego własności przeczyszczające są powszechnie znane. Jako taki, powinien – w znikomych dawkach – pobudzać ryby do żerowania. Do kupienia w aptekach, zielarniach. Czy nie warto wypróbować?
Wiele też zależy od jakości składnika. Wiadomo, że musi być świeży, nie skwaśniały, nie zjełczały. Tłuszczów z zapaszkiem ryby się boją. Nie ma żadnej przesady w sprawdzaniu, czy arachid zachował słodki smak – oznakę świeżości; czy kaszka kukurydziana nie zalatuje stęchlizną – a to się często zdarza, już w chwili kupowania. Nawet tak chwalona przynęta zanętowa jak ochotka potrafi zepsuć całą zabawę. Na ogół poprzestaje się na sprawdzeniu, czy jest ruchliwa. Tymczasem wytrawni wędkarze także ją wąchają. Przekonali się bowiem, że pochodząca z niewłaściwego podłoża (posunięty rozkład siarkowodorowy, nadmiar ścieków mleczarskich itd.) – zamiast wabić, odstrasza.
Zachowaniu świeżości sprzyja właściwe przechowywanie. I tak np. jełczenie postępuje tym szybciej, im większe rozdrobnienie. Skąd wniosek, że mleć trzeba możliwie późno, w granicach rozsądku, oczywiście. Co prawda, składniki niskiej jakości jełczeją prawie natychmiast po rozdrobnieniu, co zresztą pod znakiem zapytania stawia sensowność oszczędzania na zanętach. Trwałość można przedłużyć trzymając produkty w ciemności i szczelnie zamknięte, z możliwie małą ilością powietrza. Właśnie światło i tlen przyśpieszają jełczenie. Temperatura ma tu znaczenie uboczne. Jedna przynajmniej ulga: nie trzeba rodzinie zajmować lodówki.
To wszystko dotyczyło ochrony przed pogarszaniem jakości. Ale można ją też poprawiać. Na przykład – przez gotowanie niektórych składników, jak kasze czy siemię. Powoduje to spękanie błoniastej osłony komórek i wypłynięcie, wyzwolenie składników smakowych. Ryba nie musi czekać, ma gotowe. Tu znów rozpościera się pole dla doświadczeń. Można przecież próbować wszelkich sposobów kuchennych, łącznie np. z potrzymaniem ugotowanej kaszy w lodówce; każda gospodyni poświadczy, że przydaje to szczególnych właściwości – jeśli nie smakowych, to takich, jak podatność na mieszanie, ugniatanie itp.
Oszołomienie wielością składników, stosowanych do sporządzania zanęt, skutkuje czasem w sposób zgoła humorystyczny. Spotyka się zapaleńców, którzy biegają zaaferowani, bo zdobyli już dwadzieścia kilka składników do zanęty – cud; ale jeszcze paru im brakuje. Otóż nie należy z tym przesadzać. Nie tylko dlatego, że nie potrzeba. Także dlatego, że stosowanie zasady szczypta każdego składnika doprowadza do skutku, jakiemu w jadłospisie ludzkim odpowiada podawanie śledzia z dżemem. Dobieranie kompozycji smakowych obowiązuje także w zanętach. Jest tylko o tyle trudniejsze, że ryby udzielają odpowiedzi pośredniej: biorąc lub nie.
Najprostszą zanętą bywają same tylko przynęty. Takie nęcenie stosuje się przede wszystkim przy łowieniu odległościowym, kiedy to zależy nie tyle na ściągnięciu ryb, co na przytrzymaniu ich i zachęceniu. Tak np. typowe dla metody angielskiej jest nęcenie białymi robaczkami. Dawniej używano dużych, haczykowych (gozzers), gdyż tylko one dawały się zarzucać na duże odległości. Wprowadzenie rozpuszczalnych w wodzie klejów do przynęt sypkich, np. Astucol, oraz też rozpuszczalnych folii, w które się zanętę owija, umożliwiło użycie do tego celu robaczków zanętowych (pinkies). Przy rzucaniu luźnych na duże odległości jedynie proca pozwala uniknąć nadmiernego rozrzutu. Kiedy nawet ona nie zapewnia należytego skupienia, może się posłużyć specjalnymi zasobniczkami, zakładanymi na haczyk i otwierającymi się po opadnięciu na dno (rys. 2).
2. Zakładany na haczyk zasobniczek z zanętą luźną
Podobny charakter ma nęcenie bryłkami gliny lub ziemi z dodatkiem larw ochotki.
Niewiele bardziej złożone zanęty wykazują czasem skuteczność także przy łowieniu zwykłym, nie odległościowym. Jeden z czołowych zawodników francuskich świetne wyniki osiągał stosując receptury nadzwyczaj proste:
Denna płociowa
Chleb mielony – 1 cz.
Gotowane siemię konopne – 1 cz. Ziemia – odpowiednio do nurtu.
Denna leszczowa
Chleb mielony – 1 cz.
Gruba kasza kukurydziana gotowana – 1 cz. Ziemia – odpowiednio do nurtu.
Także jeden z naszych mistrzów piękne leszcze sprowadził zanętą nader nieskomplikowaną:
Leszczowa
Białe robaki – 1 cz.
Torf – 10 cz.
Olej słonecznikowy
Piasek – niewielki dodatek.
Proste zanęty mają jednak to do siebie, że wymagają dużego mistrzostwa w sporządzaniu i starannego dobierania składników. Przede wszystkim zaś dają wyniki w dość wąsko zakreślonych warunkach (niekoniecznie korzystnych). Zanęty bardziej uniwersalne (całkiem uniwersalnych nie ma) cechują się składem bardziej złożonym. Oto na przykład cztery recepty zanęt dla tych samych co powyżej gatunków ryb, na różne rodzaje wód:
Płociowa w wodach bieżących
Bułka tarta – 3 cz.
Herbatniki mielone – 2 cz.
Kasza kukurydziana – 2 cz.
Płatki owsiane mielone – 1 cz.
Mleko w proszku – 1 cz.
Siemię lniane mielone – 0,5 cz.
Konopie mielone – 0,5 cz.
Olejek anyżowy
Glina stosownie do prądu (im szybszy, tym więcej).
Płociowa w wodach stojących
Bułka tarta – 2 cz.
Biszkopty mielone – 3 cz.
Mąka kukurydziana – 1,5 cz.
Mleko w proszku – 0,5 cz.
Otręby pszenne – 2 cz.
Siemię lniane mielone – 1 cz.
Zapach (koper, kminek)
Ziemia z kretowiska stosownie do głębokości łowiska (im większa, tym więcej).
Leszczowa w wodzie bieżącej
Chleb mielony – 2 cz.
Bułka tarta – 1 cz.
Płatki owsiane mielone – 2 cz.
Płatki owsiane całe – 0,5 cz.
Mąka ziemniaczana – 1 cz.
Konopie mielone – 1 cz.
Olejek kminkowy
Glina odpowiednio do prądu
Leszczowa w wodzie stojącej
Bułka tarta – 3 cz.
Kasza kukurydziana – 2 cz.
Otręby pszenne – 2 cz.
Płatki owsiane całe – 1 cz.
Konopie mielone – 1 cz.
Olejek kminkowy
Ziemia z kretowiska według głębokości
Uważne ich porównanie pozwoli wyciągnąć wnioski co do komponowania składu zanęt w zależności od warunków. Znajomość zachowania się poszczególnych składników umożliwi z kolei wprowadzenie odpowiednich zmian w składzie. Z braku, na przykład, herbatników (choćby dlatego, że nie chce nam się mleć), można je w zanęcie płociowej na wody bieżące zamienić dalszymi dwiema częściami bułki tartej. Razem będzie jej wtedy 5 części. Całość natomiast straci nieznacznie na kleistości, co ewentualnie można będzie wyrównać zawartością gliny i stopniem nawilżenia.
Może być inny powód zmian. Orientujemy się, dajmy na to, że leszcze w rzece chodzą akurat wyżej, nie przy dnie. Usuniemy wówczas z zanęty chleb, dorzucimy natomiast biszkoptów mielonych, jako że mają one skłonność do pływania. Dla lepszego rozpraszania dodamy może mąki kukurydzianej, a dla wyrównania ubytku składnika zdecydowanie przez leszcze lubianego, jakim jest chleb, zwiększymy nieco zawartość konopii.
Dla porównania dwie receptury wędkarzy zachodnich.
Płociowa, wody stojące
Bułka tarta – 5 cz.
Mąka kukurydziana – 1,5 cz.
Płatki owsiane mielone – 1 cz.
Biszkopty mielone – 1,5 cz.
Mąka kokosowa – 1 cz.
Cukier
Leszczowe-krąpiowa, wody stojące i wolno płynące
Bułka tarta – 6 cz.
Suchar słodki mielony – 6 cz.
Biszkopt mielony – 5 cz.
Cukier puder – 1 cz.
Cukier krystaliczny – 1 cz.
Cukier waniliowy – 1 cz.
Na wody szybciej płynące trzeba dodać 2 cz. mąki kukurydzianej, 2 cz. chleba mielonego i 1 cz. czystego żwiru.
We wszystkich powyższych przepisach nie uwzględniono przynęt zanętowych. Są one bowiem w znacznym stopniu niezależne od składu mieszanki. Jedynie ochotki nie należy łączyć ze składnikami kwaśniejącymi, jak bułka, chleb, biszkopty. Nieszkodliwe dla niej są makuchy, siemię konopne, mąka kukurydziana. Dodatek przynęt żywych, jak właśnie ochotka czy białe robaczki, nie powinien być zbyt duży – 5 do 10 procent objętości. Przy większym zanęta się rozpada, trudno ją uformować. Można wprawdzie radzić sobie zwiększając kleistość, ale nie wygląda to na działanie nazbyt sensowne.
Podane przepisy należy traktować jedynie jako przykładowe. Nie tylko dlatego, że dotyczą wciąż tych samych dwóch gatunków. Także dlatego, że i tak receptę trzeba zawsze dobierać do konkretnych warunków. Jeśli zależy nam na którymś z gatunków, to musimy uwzględnić jego upodobania smakowe nie tylko w ogóle (np. skrzepnięta krew w wypadku klenia), ale także tu, gdzie zamierzamy łowić. Jednym z pospolitych błędów jest nieuwzględnianie faktu, że w wielu łowiskach ryby są wyraźnie przyzwyczajone do tego, co stosują stale w nich łowiący wędkarze. Nawet najlepszy przepis, z niebywałym powodzeniem sprawdzony gdzie indziej – tu okaże się bezużyteczny, jeśli nie zawiera tego właśnie składnika. We wspomnianych wcześniej krakowskich Bagrach będzie to np. ziemniak; w Sanie pod Przemyślem świnki przywykły do bułki, jeszcze gdzie indziej – brzany do kaszki kukurydzianej.
Doświadczenie podpowiada, że istotne znaczenie dla skuteczności zanęty ma także kolor. Zależność przy tym nie jest jednoznaczna. Dwaj bracia, obaj należący do naszej ścisłej czołówki wędkarskiej, łowili kiedyś obok siebie. Używali tej samej zanęty. Jeden, stojący poniżej, zabarwił ją na żółto. Drugi – na czerwono (barwnikami spożywczymi). Zdecydowanie lepszy połów miał ten od czerwieni. Kiedy jednak dla sprawdzenia zbadali zawartość przewodów pokarmowych złowionych przez siebie ryb, okazało się, że są one zapełnione wyłącznie zanętą żółtą. Czyli ryby u jednego jadły, u drugiego brały. Klasa obu wędkarzy wykluczała jakieś wyrażne błędy w łowieniu. Czyżby każdy z kolorów usposabiał do innego rodzaju żerowania?
Często kolor zanęty ma znaczenie po prostu takie, że upodabnia ją do podłoża. I znów – nie zawsze jest pewne, czy to dobrze. W niektórych wypadkach właśnie plamy wyraźnie odbijające od dna lepiej przywabiają ryby. Żywe zabarwienie z reguły natomiast przydaje atrakcyjności białym robaczkom zanętowym, tak jak i haczykowym. Na przykład zafarbowane na kolor bordowy są łykane przez leszcze natychmiast po wyjściu na wierzch zanęty.
Zdaniem wielu wędkarzy decydujące znaczenie dla atrakcyjności zanęty ma jej zapach. Nie należy jednak z nim przesadzać. Z dwojga złego lepsza niedoaromatyzowana.
Samodzielne zestawianie zanęt – nawet ze składników pospolitych – przeciętnemu wędkarzowi, zwłaszcza z miasta, nastręcza sporo trudności. Na każdym co prawda targowisku można kupić niemal wszystko, nawet soję czy konopie: tyle że albo hurtowo, albo drogo. Makuchy są przez zakłady olejarskie sprzedawane rolnikom na pasze i trudno urządzać po nie specjalne wyprawy; zwłaszcza że i ilości, jakich się potrzebuje, nie odpowiadają skali sprzedaży. Także otręby kupuje się za bezcen w młynach – ale na worki, nie na kilogramy.
Kolejny kłopot to uzyskanie właściwej postaci. Mielenie siemienia lnianego w domowym mikserze może obrzydzić wędkowanie. Ba, zwykłe sito do przesiewania choćby bułki tartej można często między marzenia włożyć. W dodatku trzeba być ze wszystkim na bieżąco. Nie da się raz na rok przygotować wszystkiego ile trzeba i mieć święty spokój. Zanęta musi być przecież świeża: żadnej stęchlizny, zjełczenia, skwaśnienia.
Wyjściem z sytuacji jest stosowanie gotowych zanęt, do wyboru, do koloru w każdym sklepie wędkarskim. Niektóre są doskonałe. Do wytwórcy jednej z nich zwrócił się kiedyś doświadczony zawodnik, wieloletni członek kadry w swoim okręgu, prosząco zmianę receptury. Jak powiadał z żalem, byle jacy zawodnicy osiągają z tą zanętą wyniki takie, że nie widać zasłużonej przewagi mistrzów. Była to oczywista przesada. Suchy proszek kupowany w torebce sam jeszcze zawodów nie wygrywa. Albo ci byle jacy nie byli tacy byle jacy, albo mistrzowie nie tacy znów mistrzowscy; cóż zresztą im przeszkadzało sięgnąć po tę samą zanętę? Niemniej, trafiwszy na tak dobry wyrób, można sobie znakomicie uprościć życie i zapewnić wyniki. Pod warunkiem jednak, że się umiało dostosować jego skład do konkretnych warunków, według zasad powyżej opisanych.
Należy też zdawać sobie sprawę, że liczy się nie tylko charakter, a zwłaszcza rybność łowiska, lecz także zagęszczenie łowiących. Kiedy stoją jeden obok drugiego, czego przykładem (nie najskrajniejszym) mogą być zawody, konieczne są zanęty skomplikowane i wyszukane; trzeba wabić lepiej niż konkurencja. Kiedy się jest samemu, może wystarczyć coś bardzo prostego, a w szczególnie sprzyjających okolicznościach można się nawet obejść w ogóle bez zanęty.
Same składniki, nawet najlepsze, nie zapewniają jeszcze właściwej jakości zanęty. Musi ona jeszcze być właściwie sporządzona. W przeciwnym razie, zamiast podsuwać rybom te nęcące propozycje, chlapie się kitem czy papką, zalegającymi dno bezużytecznie. Albo przeciwnie – rozpyla się zanętę po powierzchni wody, podczas gdy w wyznaczone miejsce dolatuje znikomy jej ułamek.
Zasadnicze znaczenie ma właściwa kolejność czynności. Zaczyna się od wymieszania składników spożywczych – najporęczniejszy do tego jest płaski pojemnik brezentowy. Następnie zwilża się je wodą -równomiernie, tak by nie powstały grudki ani nie pozostały miejsca suche. Dopiero teraz miesza się z ziemią. Nie ugniata się przy tym, tylko przegarnia. Uzyskuje się przy okazji napowietrzenie zanęty, staje się ona puszysta.
Trudno podać konkretne wskazówki co do właściwego rozrobienia. Wiele zależy od rodzaju zanęty oraz od łowiska. W różnych też miejscach żerują te same ryby. W dni parne np. unoszą się do powierzchni wody; mieszanka, by tam pracować, powinna być albo niedowilżona, albo mieć postać papki. W dzień słoneczny, zwłaszcza w upał, chronią się w warstwach głębszych, przydennych; zanętę trzeba nawilżyć tak, by do dna dotarła szybko, nie gubiąc po drodze zbyt dużej ilości składników.
Trzeba również pamiętać, że zmiana któregoś ze składników może spowodować konieczność dobrania proporcji innych niż raz ustalone: bułka z innego źródła to bywa całkiem inna bułka. Zawsze jednak należy zaczynać od zanęty niedowilżonej. Dowilżyć ją zawsze można. Po przekroczeniu natomiast pewnej zawartości wody, staje się nie do uratowania. Przekroczyć zaś ją łatwo, jeśli się nie uwzględni choćby wilgotności niektórych surowców. Np. woda z gotowanej kaszy nie od razu przejdzie do reszty składników. Dlatego po zmieszaniu jej z suchą zanętą warto odczekać z pół godziny, aż wilgotność się ustali. Może się okazać, że dodatkowej wody w ogóle już nie trzeba dodawać. Gdybyśmy ją zatem dolali nie czekając, zanęta byłaby przemoczona i nie do uratowania.
By ustalić punkt, do którego zanęta ma być dowilżona, trzeba zacząć od końca, czyli od sprawdzenia, jak spoista ma ona być. Zależy to głównie od dna i nurtu. Jeśli np. podłoże jest twarde, to silny prąd wody może kulę wytoczyć poza obręb łowiska. W tych warunkach powinna więc być mocno dociążona i odpowiednio sklejona. Przy dnie miękkim z kolei, np. mulistym, spoistość zanęty powinna być na tyle mała, by kula rozłożyła się na nim, nie grzęzła. Niejeden przegrał nie przez zły dobór składu zanęty, tylko przez mylną ocenę dna.
Ale dobre ułożenie kuli to dopiero początek. Trzeba jeszcze wiedzieć, co się z nią dzieje dalej. Informacji o tym może dostarczyć niewielka kulka kontrolna, położona przy brzegu, w miejscu widocznym. Ale przecież prąd jest tu inny. Może się zdarzyć, że tu zniknie, a w głębi jeszcze zostanie. I na odwrót. Nie zaszkodzi więc sprawdzić osobiście – tam gdzie to możliwe; i oczywiście nie podczas wędkowania, tylko, na przykład, dla urozmaicenia południowej przerwy w nim. Ot, zarzucić, a potem co jakiś czas dać nurka i zobaczyć, jak tam wygląda. Bywa, że na brzegu zanęta zakrawa na kit, a w wodzie już po niespełna godzinie nie ma po niej ani śladu.
Wiąże się to z różnorodnością prądów w wodzie. Nie tylko bieżącej; wytwarzają się one też w jeziorach. Nie zawsze możemy je rozpoznać po wyglądzie powierzchni lub zachowaniu spławika. Czasami o ich istnieniu przekonujemy się przypadkiem. Na przykład po niecelnym zarzuceniu i zagapieniu się mamy branie w miejscu całkiem nieoczekiwanym: dwa metry poniżej miejsca zanęcenia i trzy metry bliżej brzegu. Powtarzamy – i to samo. Okazuje się, że ryby stoją nie tu, gdzie położyliśmy zanętę. Tak ją po prostu zniosło.
To jeden z powodów, dla których nie należy sporządzać dużych kul. Te są bowiem bardziej poddane działaniu nurtu, tym przecież silniejszego, im dalej od dna. Małe w większym stopniu mieszczą się w warstewce martwej wody przy dnie. Niezależnie od tego dobrze jest trafić z zanętą na jakiś dołek lub inny punkt zatrzymania na łowisku. Z braku czegoś takiego próbuje się czasem rzucać zanętę w postaci bryły spłaszczonej, nie kulistej. Taki placek jednak opada ruchem kołyszącym, podobnie jak upuszczona kartka papieru. Nigdy więc nie wiadomo, gdzie osiądzie.
Dla utrzymania zanęty w miejscu stosuje się czasem siatki, talerzyki ze sterczącymi drucikami i inne urządzenia. Ich ogólną przywarą jest, że zarówno one same, jak i linka łącząca je ze stanowiskiem wędkarza (konieczna, żeby nie zostawiać po sobie śmieci na dnie), stanowią wdzięczną pułapkę na haczyki.
Inny rodzaj niespodzianek polega na tym, że brania następują powyżej miejsca położenia zanęty. To robaczki uciekają z niej, kierując się pod prąd. Rybom zaś najwidoczniej bardziej przypadły do gustu one niż nasza wyborna mieszanka.
Wiele jest jeszcze niewiadomych w trudnej sztuce nęcenia. Ogromnie dużo zależy od doświadczenia. Ale nawet wytrawnym mistrzom zdarzają się fatalne potknięcia. I oni często przeżywają rozterki: czy zaryzykować, starając się maksymalnie wykorzystać łowisko, czy może lepiej stonować, by go przypadkiem nie popsuć – na ten przynajmniej raz. Jakimś wyjściem z sytuacji bywa przygotowanie dwóch lub nawet trzech mieszanek, żeby się zabezpieczyć na wypadek skrajnie niekorzystnych splotów okoliczności; żeby ani łowienie nie skończyło się po dwudziestu minutach, ani zanęta nie zaczęła pracować dopiero po kilku dniach.
A i tak najpoprawniejsze jej zestawienie, przygotowanie i podanie mogą dać wyniki, lecz nie muszą. Coś tu bowiem do powiedzenia mają jednak ryby.
Poniżej zostały podane jakie zapachy wabią jakie ryby:
Anyż – karaś, krąp, płoć,
Cynamon – karaś, karp, krąp, leszcz,
Karmel – karaś, krąp, leszcz, lin, płoć,
Kminek – krąp, płoć,
Kokos – karaś, krąp, leszcz, lin, płoć,
Kolendra – leszcz, płoć,
Koper włoski – krąp, płoć,
Kozieradka – karaś, leszcz, lin, płoć,
Miód – karaś, karp, lin,
Nostrzyk – karaś, leszcz, lin, płoć,
Tutti-Frutti – karp, lin,
Wanilia – jaź, karaś, krąp, leszcz.
Poniżej zostały podane niektóre rodzaje przynęt wędkarskich znalezione w sieci:
Zanęta płociowa na wiosnę
500 g – drobno zmielone ciemne pieczywo
500 g – bułka tarta
250 g – mąka kukurydziana
100 g – mąka pszenna
100 g – Coco-Belge
250 g – mączka z orzechów arachidowych
100 g – konopie
Zapach – koper włoski.
Zanęta na ryby karpiowate
1,5 części bułki tartej
0,5 części mąki kukurydzianej
0,5 części kaszy kukurydzianej
1 część zmielonych płatków owsianych
0,2 części cukru
0,5 części mielonych nasion słonecznika
Zapach – wedle własnego uznania i w zależności od gatunku, na który się nastawiamy.
Zanęta płociowa
1 część mąki kukurydzianej
1 część bułki tartej
0,5 części kaszy kukurydzianej
0,5 części pokruszonych płatków owsianych
Zapach – nostrzyk.
Zanęta leszczowa
1 część kaszy kukurydzianej
1 część zmielonego suchego chleba
1 część bułki tartej
0,5 części mąki kukurydzianej
0,4 części pokruszonych płatków owsianych
Zapach – wedle uznania (wanilia, kolendra, kokos, cynamon, kminek).
Zanęta płociowa na jesień
0,5 kg – konopie
0,25 kg – prażone siemię lniane
0,5 kg – prażona tarta bułka
0,25 kg – biszkopt
0,25 kg – Coco-Belge
0,25 kg – mąka kukurydziana
Zapach (anyż, kozieradka, koper włoski).
Zanęta leszczowo-płociowa
Zagotować 3 litry wody i zalać 1 kg kaszy kukurydzianej. Odstawić na pół godziny.
Dodać 0,5 kg mąki pszennej
2 kilogramowe opakowania gotowej zanęty
0,5 opakowania kopra melasa
0,5 kg – konopi
Zapach – wedle uznania.
Zanęta płociowa na wody bieżące
3 części bułki tartej
2 części mielonych herbatników
2 części kaszy kukurydzianej
1 część płatki owsiane mielone
1 część mleko w proszku
0,5 części siemię lniane mielone
0,5 części konopie mielone
Olejek anyżowy
Glina stosownie do prądu.
Zanęta płociowa na wody stojące
2 części bułki tartej
3 części biszkoptów mielonych
1,5 części mąki kukurydzianej
0,5 części mleka w proszku
2 części otrębów pszennych
1 część siemię lniane mielone
Zapach (koper, kminek)
Ziemia z kretowiska stosownie do głębokości łowiska.
Zanęta leszczowa na wody bieżące
2 części chleba mielonego
1 część bułki tartej
2 części płatków owsianych mielonych
0,5 części płatków owsianych całych
1 część mąki ziemniaczanej
1 część konopie mielone
Olejek kminkowy
Glina odpowiednio do prądu.
Zanęta leszczowa na wody stojące
3 części bułki tartej
2 części kaszy kukurydzianej
2 części otrębów pszennych
1 część płatków owsianych całych
1 część konopie mielone
Olejek kminkowy.
Zanęta płociowa na wody stojące
5 części bułki tartej
1,5 części mąki kukurydzianej
1 część płatków owsianych mielonych
1,5 części biszkoptów mielonych
1 część mąka kokosowa
Cukier.
Zanęta leszczowo-krąpiowa na wody stojące i wolno-płynące
6 części bułki tartej
6 części suchar słodki mielony
5 części biszkoptu mielonego
1 część cukru pudru
1 część cukru krystalicznego
1 część cukru waniliowego
Na wody szybciej płynące trzeba dodać 2 części mąki kukurydzianej, 2 części chleba mielonego i 1 część czystego żwiru.
Zanęta powierzchniowa
50 % bułka tarta – bardzo drobne
50 % mąka kukurydziana
Dodatki smakowo-zapachowe
Olejek arakowy lub migdałowy.
Zanęta powierzchniowa
30% biszkopt – dobrze wyprażony i zmielony
30% mąka kukurydziana
25% bułka tarta – dobrze wyprażona i zmielona
10% siemię lniane – wyprażone i dobrze zmielone
5% kakao.
Zanęta denna rozpraszająca się
30% płatki owsiane
30% bułka tarta – gruba
20% chrupki kukurydziane – gniecione
10% mąka kukurydziana
5% otręby pszenne
5% wiórki kokosowe
Zapach owocowy.
Zanęta płociowa
30% bułki tartej
20% sucharków mielonych
10% konopi prażonych
5% mąki kukurydzianej
5% suchej kaszy kukurydzianej
5% mielonego i prażonego lnu
5% mielonych pestek z dyni
5% mielonego słonecznika
15% glinki rozpraszającej
Łyżka soli na 3 kg zanęty
Atraktor płociowy.
Zanęta na krąpie
40% tartej bułki
10% biszkoptu
10% prażonych konopi
10% PV-1
5% mąki kukurydzianej
5% prażonych i zmielonych wiórków kokosowych
5% mielonych pestek dyni
15% ziemi z kretowiska.
Zanęta karasiowa
5 szklanek gotowej zanęty bazowej
1 szklanka śruty kukurydzianej
0,5 szklanki śruty arachidowej
0,5 szklanki kopry-melasy
3 łyżki stołowe tłuczonych ziaren słonecznika
3 łyżki karmelu
Pół torebki cukru waniliowego
Łyżeczka olejku rumowego
0,75 szklanki kleju PV-1.
Zanęta letnia (uniwersalna)
25% – pieczywo jasne
15% – biszkopt
20% – kukurydza zanętowa
15% – soja
10% – kopra melasa.
Zanęta wiosenna
25-30% – kopra melasa
5-10% – PV1
5-10% – soja
15-20% – biszkopt
20-25% – grube otręby, kasza kukurydziana, wiórki kokosowe
Zapach: róża.
Zanęta na łowiska o dużej presji wędkarskiej
2,5 kg – pieczywa 1 kg – biszkoptów
1 kg – kaszy kukurydzianej
250 g – mączka arachidowa
2 kg – kukurydza konserwowa
0,5 litra – kastery
50 g – karmel
Zapach: wanilia.
Zanęta płociowa
30% bułka tarta
20% suchary
15% płatki kukurydziane
5% wiórki kokosowe
5% mąka kukurydziana
5% kleik ryżowy
5% anyż
5% koper włoski
5% kopra melasa
5% sól.
Zanęta leszczowa
40% bułka tarta
10% kasza kukurydziana
15% biszkopt
10% słonecznik
10% płatki owsiane
7% glukoza
5% mąka kukurydziana
3% przyprawa do piernika.
Zanęta linowo-karasiowa
30% bułka tarta
25% kasza kukurydziana
20% otręby
10% słonecznik
7% cukier puder
5% płatki owsiane
2% goździk
1% wanilia.
Zanęta karasiowa
5 szklanek jakiejkolwiek zanęty bazy,
1 szklanka śruty kukurydzianej
0,5 szklanki drobniejszej śruty arachidowej
0,5 szklanki kopry polskiej
3 łyżki stołowe tłuczonych ziaren słonecznika
3 łyżki karmelu Kremkusa
0,5 torebki cukru waniliowego
1 łyżeczka do herbaty olejku rumowego
0,75 szklanki kleju do zanęt PV6
1 szklanka otrębów pszennych.
Zanęta linowa
500 g gruba kasza kukurydziana
400 g drobno zmielona bułka (wyprażona)
250 g grubo zmielone wafle
150 g pokruszone płatki owsiane (muszą być dodane tuż przed zlepieniem kul zanętowych, aby nie złapały wilgoci)
150 g arachid mielony
50 g sproszkowany karmel
Kawałki czerwonych robaków.
——————————————